Opinie mieszkańców

Oszczędności do 50 proc. przy przejściu na gaz

Cały rachunek za gaz – razem z gotowaniem, grzaniem wody – był niższy niż cena za węgiel na zimę. Byłem w szoku! Zima nie była ostra, ale żeby aż tak zejść z kosztami?
Damian Wacław
Wadowice
waclaw1

Piec się u pana obsługuje sam?

Tak właśnie. To, co robię, sprowadza się do podnoszenia i zmniejszania temperatury. W dzień automatycznie się podwyższa, a w nocy – obniża. Jeśli mamy chłodno, wciskamy dwa razy na przyrządzie sterującym, i po chwili mamy cieplej. Z dokładnością do dziesiątych części stopnia Celsjusza temperatura jest regulowana. Żeby jeszcze w lecie chłodził! Poza tym jest idealnie (śmiech).

Wcześniej, mówiąc kolokwialnie, trochę trzeba było się użerać z tym węglem?

Nie było użerki, tylko kupa roboty. Najpierw trzeba było wybrać dobrej jakości węgiel. To było kilka dni sprawdzania, wydzwaniania do składów. Potem przywozili cztery-pięć ton. Wysypywali prosto do piwnicy, trzeba było go przerzucić trochę głębiej. Szkoda, że nie wymyślili takiego, który sam by się porządkował. To było 800 złotych za tonę. Do tego drewno – trzy cztery kubiki do rozpalania.

Węgiel podobno zdrożał?

Rzeczywiście tak jest. Taniego węgla w ogóle już nie ma, odkąd wycofano te gorsze gatunki. Chodzą słuchy, że domieszany do naszego jest węgiel rosyjski. Pali się ponoć świetnie, tylko nie wiadomo dlaczego dym jest czarny. Też taki kupiłem – gdzieś pod koniec lutego. Kiedyś też taki kupiłem. Poszedłem poskarżyć się w składzie. Sprzedawca powiedział : „Panie, ale ja taki dostaję, co mogę zrobić?”. Zapowiedziałem tylko, że już więcej tam nie kupię. Smród niesamowity. Trochę spaliłem, resztę wyrzuciłem, nie było wyjścia.

Teraz ma pan gaz. Wygoda wygodą, ale jak wychodzi to z ceną? Niektórzy się boją dużych kosztów.

To był pierwszy sezon. Cały rachunek za gaz – razem z gotowaniem, grzaniem wody – był niższy niż cena za węgiel na zimę. Byłem w szoku! Zima nie była ostra, ale żeby aż tak zejść z kosztami? Pewnie daje trochę to, że dom jest ocieplany.

Dotacja pomogła?

Była wystarczająca. Przekroczyłem jej wysokość o kilkaset złotych. Fachowcy oferowali wiele nowinek – nawet sterowanie temperaturą z telefonu. Byłoby to wygodne, ale nie potrzebujemy tu cudów.

Urzędnicy byli pomocni? Pomagał ekodoradca?

Wszystko poszło sprawnie. Dostałem informację, że dotacje są dostępne. Potem sprawdziłem trzy oferty – z Wadowic, Krakowa i Andrychowa. Spośród tych ofert nie wybrałem wcale najtańszej, wolałem być pewny jakości. Oferowano mi piec włoskiej firmy, ale trochę nie dowierzałem, że potrafią oni zrobić dobry piec. Pracowałem w firmie zajmującej się chłodzeniem. Urządzenia chłodnicze mają znakomite. Ale włoskie piece? Trochę mnie to zaskoczyło. Firma, którą wybrałem, dokładnie przedstawiła mi koszty. Zgłosiłem ich spis do urzędu, w ciągu czterech dni wszystko zrobili.

Nie ma nostalgii za starym piecem?

Nie tęsknię, chociaż był w dobrym stanie, ośmioletni. Trudno. Ale nie żałuję.

A sąsiedzi są świadomi, że trzeba wymienić piec? Że mogą być kary, bo wchodzi antysmogowa?

Chyba trochę nie wierzą w to, że będą wlepiane mandaty. Mówią, że trudno kogoś złapać na gorącym uczynku. Poza tym ludzie są tu w miarę świetli, rozumieją, że jest taka potrzeba. Ci, którzy nadal mają piece na węgiel, do rozpałki używają czasem śmieci. To momentalnie czuć, kiedy grzeją wodę wieczorami. Zwróciłem uwagę koledze: „Chłopie, ty przecież plastikami palisz!”. Stwierdził, że odpady do pieca wrzuciła żona: „A mówiłem jej – nie wrzucaj!”. Ale to nie to, co kiedyś. Śmieciarki zbierają mnóstwo segregowanych odpadów. Na szczęście jakość węgla się poprawiła, ale poszło to w parze z ceną. Czasem jest i po tysiąc złotych.

Więc koniec końców gaz okazuje się być bardziej opłacalny?

Tak, wiele osób chętnie by przeszło na gaz. Ale boją się procedur przy przyznawaniu dotacji. Przekonuje ich, że nie ma nic aż tak strasznego. Kasy trochę trzeba wyłożyć – na przykład na ocieplenie. Ale to daje duże oszczędności. Sąsiedzi często pytają mnie, jak wychodzą koszty ogrzewania gazem. Nie dowierzają czasem, że oszczędność sięga 50 procent.


Więcej czasu wolnego i więcej swobody

Zimą mam przynajmniej jedną godzinę więcej dla siebie. A kiedyś nie mogłem nigdy wyjechać z domu – nawet na jedną noc. Zyskałem około 15 metrów powierzchni – tam, gdzie składowałem węgiel, mam teraz komórkę na rowery.
Jarosław Komorowski
Zakopane
komorowski2

Piec węglowy zmienił pan na geotermię. Dlaczego?

Najbardziej podstawowa rzecz to wiek. Nie będę młodszy. Mam 62 lata, a paliliśmy przecież 10 do 11 ton ekogroszku rocznie. Sam musiałem to wszystko przerzucić. Za pięć lat nie będę miał już siły, by to robić. Wszyscy mówimy o ekologii, ale ona jest fajna, jeśli mamy pieniądze. Poszła u nas fama, że geotermia jest droga. Zakładając instalację powiedziałem klientom mojej firmy i sąsiadom, że za rok dam im znać, czy rzeczywiście jest drożej. Okazało się jednak, że jest taniej, niż w przypadku ekogroszku. Kiedyś musiałem płacić nawet około 10 tysięcy złotych. Teraz koszty są dużo mniejsze, a nie muszę też męczyć się z węglem. Mam więcej czasu. Nie muszę też magazynować węgla. Na to też przecież potrzeba miejsca. Największą zaletą jednak jest cena.

No i ma pan więcej czasu – na hobby, zajęcie się interesami.

Godzina na dzień więcej jest już dla mnie. Mam też więcej swobody. Zimą nie mogłem nigdy wyjechać – nawet na jedną noc. Poza tym mam cały czas równą temperaturę, cały czas ciepło w domu. Węglem ogrzewa się inaczej, trzeba się postarać, żeby nie było ani za ciepło, ani za zimno. Teraz nastawiając temperaturę mam pewność, że będzie taka przez cały czas. Zyskałem około 15 metrów powierzchni – tam, gdzie składowałem węgiel, mam teraz komórkę na rowery. Jest tam czysto, a przecież wiadomo, że pył z węgla wejdzie wszędzie. Odpadł też problem ze składowaniem i wywozem popiołu. Żywy ogień w piecu to też stres. Kiedyś budziłem się w nocy i sprawdzałem, czy wszystko na pewno dobrze działa, czy nic się od tego płomienia nie zapali. Teraz mam spokój. Jedyna wada to opłata przesyłowa. Trzeba płacić stałą kwotę nawet, jeśli nie korzystamy z ogrzewania, bo gdzieś wyjechaliśmy. Poza tym jestem bardzo zadowolony.

Skorzystał pan z miejskiego programu dopłat?

Tak, na szczęście miasto wyszło z pomocą. A koszty były duże, łącznie z wymiennikiem ciepła i robocizną około 21 tysięcy złotych. Miasto dało 14 tysięcy. To duża kwota. Jeśli nie byłoby dotacji, to wielu osobom trudno byłoby zrezygnować z ogrzewania węglem. Wiem, że wiele osób wciąż pyta o dopłaty. Mam nadzieję, że pieniądze nadal będą płynąć.

Urzędnicy pomogli panu w załatwieniu sprawy?

Byłem jedną z pierwszych osób, które wymieniały piece. Dlatego urzędnicy cały czas uczyli się tego, jak przydzielać dopłaty, kilka razy donosiłem papiery. Szczęśliwie udało się wszystko załatwić w terminie. Sąsiedzi załatwiali wszystko o wiele szybciej, od razu było wiadomo, jakie dokumenty trzeba przygotować.

Jak reagują znajomi, rodzina, kiedy opowiada pan o geotermii? Są przekonani do tego, że warto?

Każdy liczy pieniądze. Jak mówię im, jak niskie są rachunki, są zadziwieni. Za bardzo nie chcą wierzyć, ale jeśli mnie znają to wiedzą, że nie bajam. Niektórzy sąsiedzi żałują, że się nie podłączyli, inni planują przejście na geotermię.

Przekonuje ich ekologia?

Wiele osób zwraca na to uwagę. Po moim przykładzie widać, że różnica jest duża. Zimą mam wokół domu biały śnieg, nie ma tam śladu sadzy, która opadała na ziemię. Widać, że w wielu miejscach nadal z kominów leci brzydki dym. Coraz częściej patrzymy na to krzywo.

Myśli pan, że uchwała antysmogowa zmusza ludzi do tego, by przechodzili na bardziej ekologiczne sposoby ogrzewania?

Ludzie o tym wiedzą, ale za bardzo nie wierzą. Mówią, że uchwała uchwałą, a życie życiem, że nie mają pieniędzy na nowy piec. Ponoć nie można palić mułu węglowego. Rozmawiałem jednak z jednym właścicieli składu węgla. Podobno schodzi mu tego dużo, bo przecież sprzedawać można. Co się potem z tym dzieje – to go nie interesuje. Być może pomogą na to kary. Ale z drugiej strony karać ubogie starsze osoby, bez pieniędzy? To też chyba nie jest dobry sposób.

Świadomość tego, że jest smog w Zakopanem, rośnie?

Goście może myślą, że to nie smog, a chmury albo mgła. Ale nas to coraz bardziej denerwuje. Mieszkańcy coraz częściej robią zdjęcia, zgłaszają straży miejskiej, że z kominów może wydostawać się podejrzanie wyglądający dym. Ludzi więc powoli to bierze. Niektórzy może nadal palą śmieci, ale nieporównywalnie mniej. Kiedyś w powietrzu czuć było plastik, szczególnie kiedy wiał halny. Teraz jest już tego coraz mniej.


Jest bardzo wygodnie, a wydatki podobne

W porównaniu do ogrzewania węglowego rachunki nie poszły za bardzo w górę. Wygoda jest nieprawdopodobna. Piec nie wymaga żadnej obsługi.
Roman Liana
Gorlice
Roman Liana, Gorlice

Jak się sprawdza to ogrzewanie? Drożej, taniej, ogólnie się opłaca? Przecież cena to nie wszystko.

Na pewno jest bardzo wygodnie. Piec działa drugi rok, bez zastrzeżeń. Wykonaliśmy tylko przegląd. A wydatki – mniej więcej podobnie. W porównaniu do ogrzewania węglowego rachunki nie poszły za bardzo w górę. Wygoda jest nieprawdopodobna. Piec nie wymaga żadnej obsługi. Mam do tego zamontowane jeszcze ogrzewanie ciepłej wody. Tu też mieszczę się w tych samych kosztach.

Co skłoniło pana do zmiany? Czy ekologia?

I ekologia, i wygoda, i koszty. Przekonały mnie informacje o dotacjach od Urzędu Marszałkowskego. Niestety było tam sporo formalności i dodatkowych kosztów – jak wykonanie nowego ocieplenia, co wcześniej już zrobiłem z własnej kieszeni. Wystąpiłem o kolejną dotację do Urzędu Miasta. Po pół roku otrzymałem informację, że pula beneficjentów się zwiększy, i że mam szansę na pokrycie 60 procent kosztów modernizacji kotłowni.

Bo wymiana pieca to nie wszystko?

Trzeba było odnowić jeszcze instalację kominową. Dostałem pieniądze w 2017 roku. Całość kosztowała 14 tysięcy złotych. Dostałem około 8 tysięcy – to była górna granica dopłaty ustalona przez miasto.

A jak jest z sąsiadami? Decydują się na gaz, na lepszy, węglowy piec?

W wielu miejscach w mieście, gdzie mieszkają młodzi ludzie, w domach od razu instalowane są nowoczesne instalacje. Tutaj mamy stare domy. W dalszym ciągu niektórzy palą węglem, ale coraz częściej sąsiedzi przekonują się do ekologii. Nie chodzi tylko o palenie w piecach byle czym – bo przecież każdego drażni zapach palonych śmieci. Wielu moich znajomych bez problemu przekonało się również do sortowania śmieci.

A co by pan powiedział osobom, które zastanawiają się nad wymianą pieca? Nie ma czego się bać?

Sam nie zauważyłem żadnych problemów. Liczę się jednak z tym, że kiedyś trzeba będzie wymienić instalację grzewczą do wody, w końcu mój dom ma już prawie 40 lat. Ale na pewno powiedziałbym, że wygoda jest ogromna.

Kiedyś musiał pan pewnie kilka razy w roku kupić węgiel, a potem wszystko przerzucić do swojej kotłowni?

Musiałem to robić bardzo często, choć nie sprawiało mi to aż tak dużej trudności. Ale to jedynie przez to, że w okolicy jest bardzo wiele składów węgla.

Doszła do pana informacja o uchwale antysmogowej? Inne osoby w okolicy mają taką wiedzę?

Sąsiedzi na pewno. Nie rozumiem jednak tych, którzy wymieniają piec na bardziej ekologiczny, ale węglowy. Według mnie w ten sposób w dalszym ciągu smrodzimy. Ale to już sprawa władz i wyborów każdego mieszkańca.

Jeśli wymieniać, to tylko na gaz?

Na pewno nie jest wiele drożej. Ja nie korzystam też na cały regulator, niektóre pomieszczenia są mniej ogrzewane. Całą instalację mamy ustawioną na 19,6 – 19,8 stopnia Celsjusza. Tyle wystarczy.

Pokazał mi pan pozostałość po piecu – betonowy fundament, na którym stał, i którego nie można było skuć. Chyba nie czuje pan nostalgii patrząc na tę pamiątkę?

Niedogodność została, co zresztą poczuł pan na własnych nogach. Ale na pewno nie tęsknię. Warto zapomnieć o czasach, kiedy wrzucało się do pieca ten węgiel i nie wiadomo było, co zrobić z masą popiołu, która pozostawała po jego spalaniu


Produkcja prądu z fotowoltaiki

Nie musi nawet być słońca. Wystarczy, że jest jasno, niezbyt pochmurno. Parę kilowatów dziennie się uzbiera.
Andrzej Machno
Skawina
Andrzej Machno, Skawina

Wygląda to u pana ciekawie – na dachu jest instalacja, która też produkuje ciepło. Panele fotowoltaiczne sprawdzają się do ogrzewania domu i wody?

Jak najbardziej. U mnie rachunki wynosiły około 350 złotych miesięcznie. Po zainstalowaniu paneli jest różnie. Grudzień, styczeń, luty – ulga jest niewielka. Ale przez resztę roku płacę około 22 złotych. Za zeszły rok wszystkie opłaty wyniosły u mnie około 1400 złotych. Przy poprzednim układzie na węgiel musiałbym wydać około czterech tysięcy.

Widać oszczędność.

Tak jak teraz – słoneczko piękne, grzanie, gotowanie, wszystko robimy na prądzie z fotowoltaiki. Skorzystaliśmy też z programu ratalnego spłacania instalacji fotowoltaicznej, co ułatwiło jej zakup. Instalacja jest niewielka, bo ma moc sześciu watów. Od lutego do końca zeszłego roku wyprodukowała 6,4 megawatów.

To chyba więc wydajna instalacja. Nie jest tak, że nie ma z niej prądu.

Mam płaski dach. Jest więc mankament – w zimie czasem przysypie panele śnieg. Ale wchodzę wtedy na dach, odśnieżę, produkcja idzie. Nieduża, ale to zawsze jakaś ulga. Nie musi nawet być słońca. Wystarczy, że jest jasno, niezbyt pochmurno. Parę kilowatów dziennie się uzbiera.

A do niedawna miał Pan tu kopciucha. Starego, wysłużonego. Co skłoniło Pana do zmiany?

Przed czterema laty w Skawinie ruszyła pomoc ze środków przekazanych przez Szwajcarię. Wtedy założyłem sobie solary do ogrzewania wody. Wcześniej przez cały rok grzałem wodę kopciuchem. Przez całe lato nie trułem więc sąsiadom i sobie powietrza. A sąsiedzi trochę narzekali. Smród był, mimo że nie paliłem żadnych śmieci. Doszedłem do wniosku, że trzeba ulepszyć sobie życie. Co roku jednak musiałem przerzucić te cztery tony węgla. Młody już nie jestem, więc był to problem. A mój stary piec kupiłem dawno temu w jednej z lokalnych firm. W tym samym miejscu chciałem kupić kocioł piątej kategorii – na ekogroszek. Rodzina namówiła mnie jednak do przejścia na gaz i fotowoltaikę. Bo po co się męczyć? Skorzystałem z dotacji. Niestety środki wystarczyły jedynie na część inwestycji. Przydałoby się więcej. Dostałem siedem tysięcy na wymianę pieca. W całą instalację do gazu zainwestowałem natomiast prawie szesnaście tysięcy. Ale jestem zadowolony.

W Skawinie jednak ciężko o zdrowe powietrze.

Mój dom znajduje się między zakładami Vesuvius i Valeo. Zależy z której strony wiatr wieje – tym oddycham. Skawiński Alarm Smogowy doprowadził do tego, że pierwszy z tych zakładów zainstalował filtry. Jest lepiej. Druga firma niestety nas ignoruje. U córki jest oczyszczacz powietrza. Niestety nie zawsze daje radę z poziomem smogu. Świeci cały czas na czerwono.

Miesiące jak grudzień, styczeń, nie dobijają rachunkami? Gaz jest droższy.

Tak, ale patrzę na perspektywę całego roku. Jest troszkę drożej, ale bez tragedii. Grzeje się też inaczej. Przy węglu nie oszczędzałem. Teraz w niektórych pomieszczeniach przykręcam trochę zawór, jeśli nie trzeba, to nie dogrzewam całego domu.

W okolicy jest zainteresowanie programem wymiany pieców?

Niektórzy sąsiedzi stwierdzają, że będą do końca „walczyć”, i nie pozbędą się szybko pieca na węgiel. Zachęcałbym do fotowoltaiki. Nadprodukcja prądu idzie do ogrzewania wtedy, kiedy nie trzeba grzać całego budynku. W Krakowie problemu nie będzie już w tym roku – bo tak jest w uchwale antysmogowej. Musimy poczekać jeszcze na to, co w Skawinie zdziała ta, która dotyczy reszty województwa.

Ale świadomość rośnie?

Ostatnio sąsiedzi trochę się zmobilizowali. Protestowaliśmy przeciwko działalności zakładów. Widać było matki z małymi dziećmi, młodzież, starszych. Problem doszedł do świadomości ludzi. Zaangażowanie jest bardzo pozytywne. Ludzie wykrzyczeli to, co mieli wykrzyczeć. Czekamy na efekty. Nie ma teraz smogu, ale boimy się, że cały czas nas trują.


Bez godzin spędzonych w kotłowni, w kurzu i pyle

Nie chciałem spędzać znowu godzin w kotłowni, w kurzu i pyle. Przekonało mnie też to, że koszty nie są aż tak dużo wyższe. Kiedy dom jest dobrze ocieplony, można spokojnie obniżyć rachunki do poziomu, który osiągały one przy ogrzewaniu węglem.
Grzegorz Łaskowiec
Grzegorz Łaskowiec

Trudno było doprosić się o pieniądze, czy wszystko było w porządku?

Jestem mile zaskoczony, bo spotkałem w naszym urzędzie gminy osobę, która kompetentnie zajęła się sprawą. Wszystko poszło bardzo sprawnie i szybko. Byłem już zapisany na kocioł na ekogroszek. Stwierdziłem jednak, że zainstaluję nowocześniejszą technologię gazową. Raz, że jest ona bardziej przyjazna dla środowiska, a dwa, że wygodniejsza dla mnie.

Zdecydowała więc przede wszystkim wygoda?

Przede wszystkim patrzyłem na swój komfort życia. Nie chciałem spędzać znowu godzin w kotłowni, w kurzu i pyle. Przekonało mnie też to, że koszty nie są aż tak dużo wyższe. Kiedy dom jest dobrze ocieplony, można spokojnie obniżyć rachunki do poziomu, który osiągały one przy ogrzewaniu węglem.

Jak wysoka była dotacja? Trzeba było przygotować spory wkład własny?

Koszt modernizacji całej instalacji wyniósł ponad 26 tysięcy złotych. Zmieniłem wszystko – łącznie z rurami. Dotacja pokryła około 40 procent tych kosztów.

Bez tego trudniej byłoby zdecydować się na wymianę instalacji?

Bez niej i tak zdecydowałbym się na wymianę. To dlatego, że cenię sobie komfort życia. Moje dochody na szczęście są dość dobre, dlatego nie miałbym z tym aż tak dużych problemów. Dotacja była jednak ulgą.

Wydaje się panu, że w okolicy rośnie świadomość mieszkańców, sporo z nich przechodzi na te ekologiczne źródła ogrzewania? W końcu jesteśmy w dość niewielkiej wsi. Pewnie nie mówi się o tym tyle, jak w większych miastach.

Niestety sporo jest tu ludzi dość prostych. Boją się, że przy gazie zimą będą musieli zakładać w domu kurtki. Jest obawa, że nie będzie ich stać na rachunki. Wszystko zmienia się jednak, kiedy trochę poczytamy – na przykład opinie osób, które już ogrzewają dom gazem. Sam nie miałem takich wątpliwości.  Nie warto według mnie zostawać przy węgla. On nie jest tani.

Tak naprawdę chyba coraz droższy.

Tona dobrego węgla kosztuje przeszło 900 złotych. Nie mam też zaufania co do tego, czy dostanę dobry produkt. Skład może zapewniać, że jest wysokokaloryczny, ale ja nie będę nigdy miał takiej pewności. Nie wiadomo, skąd ten węgiel pochodzi – polski może być wymieszany z czeskim, ukraińskim. Potem zostaje po nim mnóstwo popiołu, spieków.

A czy sąsiedzi mają świadomość, że wchodzi uchwała antysmogowa, że trzeba będzie wymienić piec?

Wydaje mi się, że ludzie mają świadomość, ale nie zwracają za bardzo na to uwagi. Kierują się bardziej tym, żeby w domu było ciepło. Uważam, że wszystko przyjdzie z czasem, trzeba dojrzeć do tego tematu.


Przede wszystkim czystość w domu

Piec węglowy co prawda miał podajnik, ale przynajmniej raz w tygodniu musiałem dosypać węgla.. Byłoo brudno, drobinki pyłu przedostawały się do pomieszczeń poza kotłownię. Od momentu zainstalowania kotła na gaz praktycznie nie tam nie zaglądam.
Marcin Gugulski
Kocioł gazowy

Co skłoniło pana do wymiany pieca? Dotacje, ekologia?

Przez dziesięć lat używałem pieca na ekogroszek. Był dość ekologiczny, nie był kopciuchem. Do zmiany skłoniła mnie uciążliwość obsługi pieca – na przykład jego czyszczenie, jak i wysokość dotacji. Na początku bałem się, że rachunki będą bardzo wysokie. Dom nie jest najlepiej ocieplony. Podjąłem jednak to ryzyko, wymieniłem piec na gazowy. Stwierdziłem, że jeśli rachunki znacznie podskoczą, to zainwestuje w ocieplenie. Poza tym byłem zaniepokojony ceną węgla. Ona wzrosła o kilkaset złotych na tonie. Stwierdziłem, że opłaty mogą być porównywalne. Po pierwszym miesiącu grzania wiedziałem już, że była to dobra decyzja. Żałowałem, że nie zrobiłem tego wcześniej.

Rachunki są zbliżone?

Nie można powiedzieć, że są niższe, ale utrzymują się na podobnym poziomie. Poza tym wygoda. Piec węglowy co prawda miał podajnik, ale przynajmniej raz w tygodniu musiałem dosypać węgla.. Byłoo brudno, drobinki pyłu przedostawały się do pomieszczeń poza kotłownię. Od momentu zainstalowania kotła na gaz praktycznie nie tam nie zaglądam.

Największym plusem jest to, że ma pan więcej czasu?

To na pewno duża zaleta, ale doceniam przede wszystkim czystość w domu. Nie musiałem co prawda nic dosypywać, bo to w końcu nie był kopciuch. Trudno było pozbyć się jednak popiołu, który był praktycznie w całym domu.

Jak przebiegł proces dotacyjny w pana przypadku? Wszystko poszło gładko

Przez pewien czas wahałem się, czy wystąpić o pieniądze. Jak już wspomniałem – bałem się kosztów. Wiedziałem jednak, że taka możliwość jest. Na szczęście dowiedziałem się, że ktoś zrezygnował z dopłaty już po złożeniu wniosku, i że miasto poszukuje chętnej osoby. Wskoczyłem więc w tę lukę. Dostałem dotację w wysokości 60 procent dofinansowania z planowanych kosztów, czyli dziesięciu tysięcy złotych. Końcowo na instalację wydałem 12 tysięcy. Połowę wydatków miałem więc z głowy. Byłem przygotowany na tę kwotę.

A patrząc na sąsiadów, czy sporo osób zastanawia się, by jeszcze wymienić piec? Czy są tacy, którzy już wymienili?

W moim najbliższym sąsiedztwie nie ma już żadnych kopciuchów, ludzie rezygnują też z ekogroszku. Jeden z moich sąsiadów wymienił piec samodzielnie, pokrywając wszystkie koszty, dosłownie pół roku przed startem projektu. Trochę żałował.

Wydaje się panu, że ludzi mobilizuje uchwała antysmogowa, mieszkańcy o niej wiedzą?

Świadomość ekologiczna na pewno wzrasta. Działa edukacja dzieci, które namawiają do przejścia na rozwiązania przyjazne naturze.

No bo pewnie słyszą o tym w szkole i przenoszą to do domu.

Dokładnie tak. Ale czy mieszkańcy wymieniają piec, bo nie chcą zanieczyszczać? Wydaje mi się, że jednak w większości chodzi o komfort i kwoty dotacji, które do niedawna były wysokie. Mam nadzieję, że powoli będzie umierał mit o tym, że na gazie jest drożej. A przecież wychodzi na to samo. Warto więc mówić o tym, że nie jest tak źle. Wartościowa jest też działalność ekodoradcy, który pomagał mi w wymianie pieca. Widać również ekologiczne akcje urzędu miasta – te antysmogowe, wspierające zrównoważony transport, zbieranie zużytych żarówek. Jeśli ktoś trochę interesuje się miastem, to wie, że taka osoba jest w mieście i jej praca procentuje.